To, co zaczęło się jako żart, szybko przerodziło się w koszmar dla pewnej kobiety, której bliskie śmierci doświadczenie podczas skoku na bungee stało się przerażającym spotkaniem z losem.
To pokazuje, że wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza gdy być może się tego nie spodziewasz.
Czytaj dalej, aby dowiedzieć się więcej.
W 2012 roku 22-letnia Erin Langworthy z Australii była w podróży do kultowych Wodospadów Wiktorii — naturalnego cudu rozciągającego się na granicy Zambii i Zimbabwe — kiedy zdecydowała się skoczyć na bungee z wysokości 360 stóp z mostu nad rzeką Zambezi.
Przed skokiem Erin żartobliwie wysłała mamie pocztówkę, żartując: „Jutro skaczę na bungee, więc żegnam się… tylko żartuję!” Miało być lekko, ale jej słowa wkrótce nabrały niepokojącego znaczenia.
Erin była 105. osobą, która skoczyła tego dnia i przyznała, że czuła pewne zdenerwowanie, ale nie wyobrażała sobie, że coś może pójść nie tak. Jak to zwykle bywa w przypadku skoku, jej skok został uchwycony na kamerze. Na nagraniu widać jej wyciągnięte ramiona, spadające z gracją — aż w ułamku sekundy lina pęka.
Wpadając do Zambezi, znanej z silnych prądów i populacji krokodyli, Erin uderzyła mocno w wodę, a zerwana lina nadal wiązała jej stopy.
„Na początku było to niesamowite” — powiedziała później Erin, według The Guardian. „Potem poczułam wstrząs w klatce piersiowej, jakbym na sekundę zwolniła… i nagle uderzyłam w wodę. Wtedy zdałam sobie sprawę, że coś poszło poważnie nie tak”.
Na chwilę straciła przytomność po uderzeniu, ale Erin wróciła pod wodę, jej płuca płonęły, była zdezorientowana i walczyła, żeby zorientować się, gdzie jest góra. „Im głębiej wchodziłam, tym woda robiła się zimniejsza; myślę, że to mnie z tego wyrwało” — wspominała.
Co gorsza, lina bungee zaplątała się w skały i gruz, gdy była porywana przez bystrza. Z ogromnym wysiłkiem udało jej się zanurkować i uwolnić ją więcej niż raz. Pomimo poważnych siniaków i urazów wewnętrznych, przepłynęła przez wartko płynącą rzekę i dotarła na stronę Zimbabwe, gdzie członek personelu pomógł jej się uratować.
Erin Langworthy survived horror injuries after her bungee cord snapped from 360ft in Zambia.
— TrendMagnetHQ (@TrendMagnetHQ) January 16, 2024
She had joked about her death the day before it happened.
The accident was considered a miracle after she fell into crocodile-infested waters. pic.twitter.com/bW1JVmCaiU
„Tego ranka widziałam krokodyle” – powiedziała później – „ale nie mogłam nawet o tym myśleć. Płakałam krwią i walczyłam o oddech. Moje płuca płonęły”.
Przypisuje instynktownemu wyciągnięciu rąk podczas upadku uratowanie jej przed uderzeniem głową w dół i prawdopodobną utratą przytomności.
Erin została zabrana do pobliskiego szpitala w Wodospadzie Wiktorii, gdzie podłączono ją do respiratora, wykonano skany i leczono częściowo zapadnięte płuca i potencjalne infekcje spowodowane brudną wodą rzeki. „Połknęłam dużo wody, więc podano mi silne antybiotyki” – powiedziała o swoim pobycie w szpitalu. „Ale cudem nie było żadnych złamanych kości”.
Pomimo traumy Erin podchodziła do incydentu filozoficznie. „Zespół bungee był niesamowicie przepraszający. Myślę, że to cud, że przeżyłam”.
Po wypadku ówczesny minister turystyki Zambii Given Lubinda odniósł się do obaw społecznych, mówiąc, że skoki na bungee mają wysoką ocenę bezpieczeństwa, z ponad 50 000 skoczków rocznie i tylko jednym znanym incydentem, według The Lusaka Tmes.
W rzeczywistości Lubinda zaproponował nawet, że skoczy ponownie, razem z Erin, aby udowodnić bezpieczeństwo operacji. „To mój obowiązek, aby podjąć ryzyko” — powiedział. „I pokazać światu, że Zambia jest nadal miejscem wartym odwiedzenia i skoku na bungee”.
A co z Erin? Jej mama upiera się, że nigdy więcej nie skoczy. Erin z kolei nie jest tego taka pewna.