Rodzina mieszkająca w domu niedaleko centrum miasta Mont-de-Marsan zauważyła, że w jej mieszkaniu socjalnym roi się od karaluchów.
Pomimo wysłania kilku poleconych listów do burmistrza miasta i prefekta Landes, nie zaproponowano jeszcze żadnego rozwiązania.
Céline, jej mąż Antonio i czwórka dzieci siedzą wyczerpani na parterze domu w pobliżu centrum miasta Mont-de-Marsan w regionie Landes.
Jak podaje France Bleu, w mieszkaniach socjalnych, w których mieszkają od sierpnia 2019 r., roi się od karaluchów. Zgodnie z prawem Elan, obowiązkiem właściciela nieruchomości jest podjęcie działań mających na celu wyeliminowanie obecności karaluchów w domach swoich lokatorów. W tym przypadku powiadomiono socjalnego właściciela mieszkania, firmę XL Habitat.„Przychodzili trzy razy, na drobne zabiegi, ale to nie rozwiązuje problemu. Potrzebujemy terapii szokowej, opróżnienia miejsca, wyrzucenia wszystkiego” – wyjaśnia Céline.
Na drzwiach, meblach, pod materacami, pod prysznicem.„Dodałem trochę do kawy dziś rano” – mówi Antonio, ojciec tej rodziny.„Mam dość karaluchów, bo połykam je w nocy, kiedy śpię. Mam je na nogach, we włosach” – mówi mały Luka, jedno z dzieci. Celine nawet postanowiła schować naczynia.Talerze i patelnie są na balkonie, na zewnątrz. Jedyne miejsce, gdzie karaluchy się nie rozmnażają.„Ale będę musiała wyrzucić lodówkę, bo te resztki przyklejają się do uszczelek, to samo dotyczy mojej mikrofalówki” – mówi.
Problemy zdrowotne u dzieci
Mówi się również, że stworzenia te są przyczyną problemów zdrowotnych, dotykających zwłaszcza jego dzieci.„Nasz lekarz wypisał nam recepty” – powiedziała. Zdesperowana Céline postanowiła dzwonić codziennie do właściciela XL Habitat, aby jak najszybciej rozwiązać problem.
Problem: odpowiedź jest zawsze ta sama.„Mówią mi, że wiedzą i że biorą pod uwagę nasze żale. Ale tak dalej być nie może! W nocy moje dzieci budzą się, płaczą. Na przykład moja córka miała karaluchy w długich włosach, nosie, uszach. Połknęła też kilka. Więc śpi w jadalni, na sofie, bo w jej łóżku było za dużo karaluchów” – ubolewa matka.
Aby szybko znaleźć rozwiązanie, napisała kilka listów poleconych z potwierdzeniem odbioru.„Napisałam do burmistrza Mont-de-Marsan, prefekta Landes, ministra budownictwa socjalnego, a nawet do premiera” – wyjaśnia. Przedstawiciele XL Habitat, z którymi skontaktowała się agencja France Bleu Gascogne, poinformowali, że przybyli, ale lokator ich nie wpuścił. „Nie leży w naszym interesie, aby karaluchy rozprzestrzeniały się w rezydencji” – odpowiedział zarząd.